Kawały o wędkarzach

869
Pirania, śmieszny obrazek fot. pixabay

Rozmawia dwóch kłusowników;
– Ale wczoraj mi się upiekło – mówi jeden – wracam sobie nad ranem do domu, na plecach niosę wielkiego sandacza, nagle dostrzegam idącego wprost na mnie dzielnicowego
– I co zrobiłeś?!
– Jak to co! Jednym ruchem zrzuciłem sandacza z pleców i schowałem do kieszeni…


Wędkarz wybrał się wieczorem na łowienie ryb spod lodu. Przesiedział nad przeręblem
całą noc, było dość zimno, dobrze, że zabrał z sobą coś na rozgrzewkę, nie było źle.
Gdy już miał się zbierać nad ranem, podchodzi do niego facet i zagaduje;
– Długo pan tu siedzi?
– Całą noc.
– I nic pan nie złowił.
– Nie, a skąd pan wie?
– Bo jestem kierownikiem tego lodowiska.


Rozmawiają dwie przyjaciółki:
– Czemu jesteś dziś taka wkurzona?
– Kupiłam wczoraj swojemu kołowrotek na urodziny.
– Nie spodobał mu się, przecież co weekend jeździ z kumplami na ryby?
– Gorzej, zapytał, co to jest.


Pewnego razu strasznie pijany wędkarz złowił w jeziorze rusałkę,
po czym spędził z nią noc. Rano czar prysł i rusałka okazała się wielkim sumem.
Do kaca alkoholowego dołączył kac moralny.


Spotykają się dwie przyjaciółki;
– Co ty taka nie w sosie? Myślałam, że byliście rano z mężem na relaksującym
wypadzie na ryby?
– Tak, ale wszystko poszło źle. A to wybrałam złą przynętę, a to za szybko kręciłam kołowrotkiem, a to za głośno mówiłam i płoszyłam ryby. Ale najgorsze było na koniec,
jak złowiłam większą rybę od niego!


Przychodzi facet do klubu wędkarskiego i pyta;
– Czy mogę zostać członkiem waszego klubu?
– A ma pan kartę wędkarską?
– Nie.
– To mogę panu zaproponować tylko członkostwo bierne.
– To znaczy, że będę mógł łowić ryby, tylko rzadziej, tak?
– Nie zupełnie, będzie pan mógł do woli, ale tylko zbierać robaki…


Poniedziałek rano w pracy, rozmawiają dwaj kumple;
– Z wiekiem pamięć mi się pogarsza – narzeka jeden – w piątek pojechałem na ryby, zapomniałem wziąć z sobą wędki.
– Kiedy się zorientowałeś, że jej nie masz?
– Dopiero w niedziele wieczorem. Żona to zauważyła, gdy dawałem jej ryby…


Dwaj wędkarze łowią sobie rybki nad brzegiem jeziora, lato, słoneczna pogoda, niczym niezmącona cisza. Siedzą i popijają piwko. Wtem przepływa obok gościu na skuterze wodnym, wzbija fale i płoszy ryby. Jeden z wędkarzy;
– Jak przypłynie jeszcze raz, dostanie butelką.
Po kilku minutach facet wrócił, wędkarz jak mówił, tak zrobił. Nieszczęśliwie trafił go w głowę i koleś poszedł pod wodę. Wystraszeni wędkarze rzucili się, żeby go ratować.
Szybko wyciągnęli na brzeg i zaczynają reanimować. Nagle jeden z wędkarzy przerywa;
– Andrzej, to chyba nie ten!
– Skąd wiesz?
– Bo ma na nogach łyżwy…


Przychodzi facet do sklepu rybnego i mówi;
– Poproszę tę rybę, tę z góry i jeszcze tę. Tylko niech mi je pani żuci, żebym
potem mógł z czystym sumieniem powiedzieć żonie, że sam je złapałem.


Wędkarz wybrał się z żoną na ryby. Pierwsze zarzucenie wędki i wyciągnął buta. Kolejne, wyciągnął garnek. Niezrażony zarzuca ponownie, tym razem większa zdobycz – telewizor, potem lampka nocna, zegar z kukułką, młynek do kawy, taboret kuchenny…
– Stefan – odzywa się żona – tam chyba ktoś mieszka…